Recenzja filmu

Jasne błękitne okna (2006)
Bogusław Linda
Beata Kawka
Joanna Brodzik

Niewiarygodna historia

Najnowszy reżyserski projekt Lindy broni się z powodzeniem stroną techniczną. Doskonałe zdjęcia Arka Tomiaka ilustrowane muzyką Wojciecha Waglewskiego są dowodem na to, że "Jasne błękitne okna"
Kilkanaście lat temu Bogusław Linda biegał po ekranie z pistoletem, nonszalancko określając swoje kobiety mianem "starych dup", pił whisky z butelki, a swoje kwestie okraszał litaniami przekleństw. Był bohaterem, idolem nastolatków i pierwszą, prawdziwą gwiazdą polskiego kina, jaka pojawiła się po roku 1989.
Od czasu największych sukcesów Lindy minęło już wiele lat, w czasie których aktor wystąpił w tragicznym serialu "Dziki", równie nieudanym "Hakerze" czy nieukrywającym pretensji wobec kina Tarantino "Czasie surferów". Dziś odtwórca Franza Maurera nagrywa piosenki ze Świetlikami, reżyseruje reklamy społeczne zachęcające dzieci do picia mleka oraz, czego dowodem są wchodzące właśnie na nasze ekrany "Jasne błękitne okna", daje się poznać jako twórca kina kobiecego. Zrealizowany na podstawie pomysłu Beaty Kawki obraz to opowieść o dwóch przyjaciółkach, Beacie i Sygicie. Niegdyś nierozłączne, obecnie wiodą skrajne odmienne życia: Beata jest gwiazdą serialu i mieszka w Warszawie, Sygita pozostała w rodzinnym miasteczku, gdzie wychowuje córkę i użera się z mężem alkoholikiem. Po latach spotykają się ponownie, a choroba wystawia ich przyjaźń na ciężką próbę. Z uwagą śledziłem wszelkie informacje na temat filmu "Jasne błękitne okna", który jeszcze na etapie produkcji zapowiadał się niezwykle intrygująco. Już sama osoba reżysera oraz fakt powierzenia głównych ról aktorkom kojarzonym głównie z telewizją wystarczyły, żeby pobudzić moją ciekawość, ale kiedy do obsady dołączyli Marian Dziędziel, Jerzy Trela, Stanisława Celińska oraz powracająca po kilku latach przerwy na duży ekran Barbara Brylska, projekt od razu znalazł się na mojej prywatnej liście tytułów, które zobaczyć trzeba.
Niestety, mój początkowy entuzjazm nie znalazł potwierdzenia w filmie. Mimo olbrzymiego potencjału, "Jasne błękitne okna" okazały się produkcją dopracowaną technicznie, ale niesatysfakcjonującą w kwestiach fabularnej i aktorskiej. Największym problemem obrazu Lindy jest niewiarygodność opowiadanej historii. I nie chodzi mi o to, że perypetie, jakie przeżywają Beata i Sygita, są wydumane. Wręcz przeciwnie, ich losy są bardzo prawdopodobne, a jeśli wierzyć Edycie Czepiel, która na podstawie scenariusza napisała powieść pod tym samym tytułem, stały się udziałem samej Beaty Kawki. Rzecz w tym, że Linda opowiedział je w taki sposób, że patrząc na ekran, nie wierzymy w ten świat, jego bohaterów i ich problemy. Jak możemy w niego uwierzyć, kiedy w jednej ze scen oglądamy Beatę wypożyczającą od przypadkowo poznanej kobiety kilkumiesięczne dziecko, aby pojechać z nim nad morze? Dlaczego okłamała swoją przyjaciółkę, że jest matką, skoro - jak wynika z fabuły - dziewczyny nigdy nie miały przed sobą żadnych tajemnic. Albo dlaczego jej ojciec, któremu po wielu latach udało się przestać pić, o czym z dumą opowiada dzieciom sąsiadów, później ze smutkiem przyznaje - bez wódki człowiek, jak bez duszy. Czyli że co? Bohater, którego wódka zepchnęła na dno - co Linda pokazuje na ekranie - w końcu nie cieszy się z tego, że udało mu się wyrwać z nałogu? A może scenarzysta tak się przywiązał do tego zdania, że choć rozbija ono konstrukcję psychologiczną bohatera, nie zdecydował się z niego zrezygnować? Takich pytań pojawiało się w mojej głowie podczas projekcji całkiem sporo. Mniej więcej tyle samo, ile stereotypów na ekranie. W "Jasny błękitnych oknach", jeśli ktoś mieszka na prowincji i jest mężczyzną, to obowiązkowo pije, świat serialowych gwiazd pełen jest samotnych kobiet gotowych wskoczyć do łóżka żonatych producentów, a tabloidy bez wahania gotowe są żerować na cudzym nieszczęściu. Bogusław Linda wspólnie ze scenarzystami zrobili wiele, żebym nie uwierzył w historię Sygity i Beaty. Swoje trzy grosze dorzuciły również same aktorki. Joanna Brodzik, która doskonale radzi sobie w serialowych, lekkich produkcjach nie sprawdziła się, niestety, w trudnej, dramatycznej roli. Dużo lepiej wypadła Beata Kawka, choć i ona nie wytrzymuje konkurencji z drugim planem. Sprawdzeni, uznani aktorzy Trela, Celińska, Brylska i Dziędziel stworzyli w "Jasnych błękitnych oknach" doskonałe kreacje, podobnie jak młodziutkie Olga Jankowska i Weronika Asińska, odtwórczynie ról "młodych" Beaty i Sygity.
Najnowszy reżyserski projekt Lindy broni się za to z powodzeniem stroną techniczną. Doskonałe zdjęcia Arka Tomiaka ilustrowane muzyką Wojciecha Waglewskiego są dowodem na to, że "Jasne błękitne okna" mogłyby być filmem wybitnym, gdyby tylko jego twórcy równie wiele uwagi poświęcili scenariuszowi, co warstwie audio-wizualnej. Opowieść o przyjaźni Sygity i Beaty to pierwsza w tym roku rodzima produkcja trafiająca na ekrany naszych kin i mam głęboką nadzieję, że w tym przypadku stwierdzenie "pierwsze koty za płoty" okaże się prawdziwe. Mogło być dobrze, ale - jak to w polskiej kinematografii często bywa - nie wyszło.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones